Jan Lewandowski

Czy nadzwyczajne roszczenie wymaga nadzwyczajnego dowodu?

dodane: 2017-03-31
Ateiści twierdzą czasem, że obiekty postulowane przez teistów, takie jak Bóg, to „nadzwyczajne roszczenia”, które wymagają „nadzwyczajnego dowodu”. Przyjrzyjmy się więc zasadności tego postulatu.

           Ateiści twierdzą czasem, że obiekty postulowane przez teistów, takie jak Bóg, to „nadzwyczajne roszczenia”, które wymagają „nadzwyczajnego dowodu”. Argument taki został spopularyzowany przez słynnego astrofizyka Carla Sagana i brzmi oryginalnie w języku angielskim: extraordinary claim requires extraordinary evidence. W rzeczywistości to nie Sagan był jednak autorem tej maksymy, on ją jedynie spopularyzował. Autorem tej sentencji jest nie kto inny jak profesor Marcello Truzzi. Nie ma to jednak większego znaczenia dla naszych rozważań i podaję to jedynie dla pewnej ścisłości.

            Tak więc zastanówmy się nad powyższą maksymą: nadzwyczajne roszczenie wymaga nadzwyczajnego dowodu. Na pierwszy rzut oka brzmi to bardzo rzeczowo i konkretnie. Wydaje się bezdyskusyjne i na swój sposób nawet dość zgrabne. Ateiści niejednokrotnie kierują ten wymóg w stronę świata nadprzyrodzonego, który jest wyznawany przez teistę. Skoro teista nie jest w stanie dostarczyć „nadzwyczajnego dowodu” na istnienie świata nadprzyrodzonego, to wydaje się, że rzeczona maksyma obala teizm i w ogóle nadnaturalizm.

            Niemniej jednak rzeczona maksyma w żaden sposób nie jest w stanie obalić teizmu. Jest ona bowiem wadliwa logicznie, jak wiele innych ateistycznych chwytów erystycznych tego typu. Przypatrzmy się bliżej tej sprawie. Wyobraźmy sobie, że bierzemy tę maksymę jak najbardziej poważnie. Nadzwyczajne roszczenie wymaga nadzwyczajnego dowodu. Jednak jeśli potraktujemy zupełnie serio to zdanie to zaczynamy mieć problem gdyż właśnie samo to twierdzenie jawi się jako „nadzwyczajne roszczenie”. Jest ono jedyne w swoim rodzaju i nikt wcześniej go nie wygłaszał. Jeśli zechcemy je uzasadnić to wpadniemy w nieskończony regres gdyż będziemy musieli znaleźć „nadzwyczajny dowód” na to roszczenie. Gdy już znajdziemy taki dowód to potrzebny będzie kolejny „nadzwyczajny dowód” i tak w nieskończoność. Maksyma spopularyzowana przez Sagana cierpi zatem już u samych swych podstaw na chorobę nieskończonego regresu.

           Nieskończony regres jest obecny nie tylko po stronie ciężaru „nadzwyczajnego dowodu” spoczywającego na samym roszczeniu, ale też i uderza tego, w stronę którego jest kierowany wymóg przedstawienia „nadzwyczajnego dowodu”. Przedstawienie „nadzwyczajnego dowodu” wcale nie rozwiązuje bowiem sprawy jeśli roszczeniem tym zostanie obciążony ktoś z zewnątrz. Pojęcie „nadzwyczajny” ani „dowód” nie zostało tu bowiem przez nikogo sprecyzowane i to wpędza ten argument w błędnokołowość. Nie wiadomo jakie wystarczające kryteria wyczerpałyby pojęcie „nadzwyczajnego dowodu”. Wyobraźmy sobie więc, że znajdujemy „nadzwyczajny dowód” ale musimy udowodnić, że jest to „nadzwyczajny dowód” i tak bez końca cofamy się w nieskończoność w tym dowodzeniu. Znowu regres ad infinitum. Wpadamy w ciąg niekończących się uzasadnień, z którego nigdy nie będziemy w stanie się wydostać, a to oznacza, że ta zasada jest wadliwa logicznie już u samych swych podstaw. Jest tym samym zupełnie bezużyteczna. Nie precyzuje co mamy dowodzić. Zakłada ona ponadto milcząco naturalizm więc z góry wyklucza pewien rodzaj dowodów jako wiarygodne. Ateista w tym wypadku nie dopuści do siebie pewnych „nadzwyczajnych dowodów” ponieważ wcale ich nie oczekuje. Dlatego musimy wciąż się cofać w dowodzeniu ale jest to i tak z góry skazane na porażkę. To kolejny wadliwy element tej zasady.

            Ale to dopiero wierzchołek góry lodowej. Problemów jest bowiem dużo więcej. Jeśli pojęcie „nadzwyczajny” odniesiemy do rodzaju dowodu, to wtedy spotkamy się z problemami naświetlonymi w powyższym akapicie. Jeśli jednak odniesiemy pojęcie „nadzwyczajny” do ilości dowodów, to wtedy również powstaje problem. Nie wiadomo bowiem „jak dużo” nadzwyczajnych dowodów musimy przedstawić. Nikt tego nie określił. Ateista zawsze może powiedzieć, że przedstawiliśmy za mało nadzwyczajnych dowodów i żądać kolejnych dowodów. Może to być rozciągane nawet w nieskończoność. Znowu regres ad infinitum a tym samym po raz kolejny wymóg ten okazuje się być wadliwy logicznie i bezużyteczny. Każda góra kolejnych dowodów może zostać uznana za nieprzekonujące a tym samym będą one zwyczajne a nie nadzwyczajne.

            Same „nadzwyczajne zdarzenia” nie są wbrew pozorom czymś rzadkim. „Nadzwyczajne wydarzenia” mogą zdarzać się nawet całkiem często jeśli rozważamy je z punktu widzenia probabilistyki. Powiedzmy, że dziewczyna z Częstochowy jedzie do małego miasteczka w stanie Pensylwania i spotyka tam swojego dawnego chłopaka z Poznania, z którym nie kontaktowała się od 10 lat. Następnie biorą ślub. Takie wydarzenie jest jak najbardziej możliwe, choć jest zarazem ekstremalnie nieprawdopodobne. Nie wymaga jednak „nadzwyczajnego dowodu” gdyż jak najbardziej może się wydarzyć. Inne ekstremalnie nieprawdopodobne wydarzenia z punktu widzenia probabilistyki to na przykład wygrana na loterii. Prawdopodobieństwo wylosowania liczb w loterii o ciągu 4, 2, 9, 7, 8 i 3 jest jak jeden do kilkunastu milionów. Szansa na wygranie w totka jest więc nadzwyczajnie niska. Niemniej jednak takie wygrane zdarzają się regularnie, pomimo tego, że są nadzwyczajnie nieprawdopodobne. Równie nadzwyczajnie nieprawdopodobne jest to, że jakaś osoba może podbić cały współczesny sobie świat w wieku 33 lat. Jednak Aleksander Wielki tego właśnie dokonał. Istnienie złożonego życia na naszej planecie wraz istnieniem gatunku Homo Sapiens też jest nadzwyczajnie nieprawdopodobne z punktu widzenia probabilistyki. A jednak i to się zdarzyło. Z Prawa Littlewooda wynika, że zdarzenia o prawdopodobieństwie tak niskim jak jeden na milion, spełniające definicję cudu lub zdarzenia o charakterze nadnaturalnym, mogą zdarzać się średnio raz na miesiąc. Również z Prawa naprawdę wielkich liczb wynika, że dla wystarczająco wielkiej próbki testów każde niezwykłe zdarzenie jest możliwe.

             Innym problemem jest to, że coś co kiedyś wydawało się „nadzwyczajne”, dziś już może być potraktowane jako zwyczajne: fizyka kwantowa, teoria względności, koncepcja dryfu kontynentalnego, płyty tektoniczne, fale radiowe, telewizja, elektromagnetyzm, samoloty, telefony komórkowe. Ciąg czasowy historii odkryć ludzkich może zmienić pojęcie „nadzwyczajne” na zupełnie zwyczajne. Ponadto coś co jest „nadzwyczajne” może istnieć długi czas bez „nadzwyczajnych dowodów”, na przykład fale elektromagnetyczne, niektóre planety i atomy. Niektóre „nadzwyczajne” rzeczy mogą więc jak najbardziej istnieć ale nigdy nie zostać odkryte gdyż nikt nie jest ani wszechobecny, ani wszechwiedzący. Z tego punktu widzenia pojęcie „nadzwyczajny dowód” jest bezpodstawne a wręcz bezsensowne. Brak dowodu na coś nadzwyczajnego nie oznacza jak widać wcale, że to nie istnieje.

             Również coś co jest „nadzwyczajne” w jednym kontekście kulturowym, w innym kontekście kulturowym może być już całkiem zwyczajne. Tak jest choćby z pierwiastkiem duchowym chi. W świecie azjatyckim pojęcie chi jest tak oczywiste, że nikt nawet nie podjąłby się dowodzenia istnienia tego czynnika. Natomiast w kulturze zachodniej to pojęcie jest już zupełnie abstrakcyjne. Samochody, radia i telefony komórkowe mogą być „nadzwyczajne” dla mieszkańców buszu w odległych obszarach Afryki lub Południowej Ameryki, natomiast dla mieszkańca Europy są czymś zupełnie zwyczajnym. Tak samo dla tych, którzy zetknęli się z czymś „nadzwyczajnym”, przestaje to już być nadzwyczajne i staje się zwyczajne. Termin „nadzwyczajne” jest więc bardzo śliski, relatywny i tym samym znowu zbyt mało precyzyjny. Zależy od subiektywnych predyspozycji danego człowieka, czasu, miejsca i kontekstu kulturowego. Nauka też nie jest w stanie podać obiektywnej klasyfikacji pojęcia „nadzwyczajny”. Pojęcie to jest zbyt nieostre aby mogło stanowić trzon argumentu przeciw teizmowi.

            Tak więc pojęcie „nadzwyczajne roszczenie” jest zbyt subiektywne. Dla ośmiornicy żyjącej w głębinach morskich pojęcie lądu będzie „nadzwyczajnym roszczeniem”, podczas gdy dla człowieka ląd jest czymś jak najbardziej zwyczajnym. Brak „nadzwyczajnego dowodu” dla ośmiornicy w czeluściach morskich na istnienie lądu nie będzie też oznaczać, że taki ląd nie istnieje.

           Jak wspomniałem wyżej, nie da się jednoznacznie sprecyzować co oznacza pojęcie „nadzwyczajny” i przez to rzeczony wymóg jest nieprecyzyjny a tym samym bezużyteczny. Niemniej jednak warto zauważyć, że jeśli zgodzimy się z ateistycznym zarzutem i przyjmiemy, że koncepcja istnienia Boga lub świata nadprzyrodzonego jest „nadzwyczajnym roszczeniem”, to ateizm sam sobie strzela w stopę w tym momencie. Wedle statystyk w skali globalnej istnieje zaledwie promil ateistów, czyli coś koło zaledwie 3% całej ludzkiej populacji i liczba ateistów nawet spada od 1970 roku, jak wykazały badania Davida Barretta. Wynika z tego, że dla ponad 95% ludzi na świecie wiara w Boga nie jest niczym nadzwyczajnym i nie trzeba tym samym przedstawiać nadzwyczajnego dowodu na to roszczenie. W tej sytuacji natomiast to ateizm staje się „nadzwyczajnym roszczeniem” wraz ze swoimi nadzwyczajnymi koncepcjami, takimi jak naturalizm, materializm, samorzutne powstanie życia z materii nieożywionej, odwieczność materii, wieloświaty i tak dalej.

          Reasumując, maksyma „nadzwyczajne roszczenie wymaga nadzwyczajnego dowodu” jest błędna i to z różnych powodów. Pojęcie „nadzwyczajny” jest przede wszystkim zbyt subiektywne i nieostre. Nie zostało też ono sprecyzowane i dlatego jest błędnokołowe. Zasada ta jest wadliwa logicznie i każda próba jej uzasadnienia oraz spełnienia jej wymogu skończy się również regresem ad infinitum. Tym samym, skoro zasada ta jest wadliwa logicznie to możemy odrzucić ją jako bezużyteczną.

         Jan Lewandowski, marzec 2017

Zgłoś artykuł

Uwaga, w większości przypadków my nie udzielamy odpowiedzi na niniejsze wiadomości a w niektórych przypadkach nie czytamy ich w całości

Komentarze są zablokowane